Iwona Lewandowska
A od tego się zaczęło...
To, że Robert Lewandowski zostanie sportowcem, było przesądzone jeszcze na długo przed jego narodzinami. Właściwie od momentu, w którym ja, Iwona Dembek spotkałam Krzysztofa Lewandowskiego. Oboje wiedzieliśmy, że nasza dzieci będą sportowcami, jak my. Ja byłam siatkarką, Krzysztof judoką. Dyscypliny sportu diametralnie różne, ale jak się później okazało, dla naszego syna pomocnicze. Robert bowiem zarówno grał w siatkówkę, jak i trenował judo. To w znaczący sposób wpłynęło na koordynację ruchową i wszechstronność.
Ja i Krzysztof po raz pierwszy spotkaliśmy się ... w kolejce w trakcie badań lekarskich przed rozpoczęciem studiów.
...Warszawa, ja z Grudziądza, więc stoję grzecznie w kolejce. A tu nagle nieznany mi mężczyzna wchodzi do gabinetu, mówiąc, że tylko o coś zapyta. Nie było go pół godziny!!! Jak wyszedł, pogroziłam mu palcem i powiedziałam "Ja cię zapamiętam!"...
I rzeczywiście zapamiętałam. Po raz drugi spotkaliśmy się na studenckiej imprezie. Koleżanka siatkarka miała znajomego judokę. Zaplanowano więc spotkanie w szerszym gronie. Spojrzeliśmy na siebie i błyskawicznie zaiskrzyło.Pobraliśmy się jeszcze na studiach. Potem na świat przyszła Milena.
Krzysiek powiedział: "dosyć tej siatkówki, wystarczy". I już były imiona ustalone. Robimy albo Milenę albo Roberta. Dlaczego takie? Bo Robert jest wymawiane na całym świecie. Postanowiliśmy, że nie będą mieć drugiego imienia, bo to tylko zajmuje miejsce w paszporcie. Milena była zaplanowana, Robert nie. Byliśmy bardzo pochłonięci sportem, mąż miał duże osiągnięcia w judo, ja ciągle grałam i z jedną Milenką było nam wystarczająco wygodnie. Przez trzy lata Milena jeździła z nami na obozy, czasem ją do babci podrzucaliśmy.
No i nagle.. nie myśleliśmy o drugim dziecku, a tu proszę. Krzysiek nie wierzył, mówił: "To niemożliwe!". A jak się dowiedział, że to syn, chodził środkiem ulicy.
Krzysiek najpierw uczył go judo, ale potem stwierdził: "Zostaw to judo, bo tu się nie wybijesz, tu rządzi przypadek. Szkoda cię na judo".
Robert biegał w przełajach, ale w pewnym momencie powiedział: " Tato, nie każ mi więcej biegać, ja już tylko w piłkę". To był efekt przesilenia, za dużo biegał. Trenerzy mówili Krzyśkowi: "Przestań, odpuść mu." Ale było inaczej. Mąż kazał Robertowi odpoczywać, a on już był na trawie na posesji i żonglował piłką. Nie można go było powstrzymać. Nagrywał siebie i trenował jakieś elementy na treningu, sprawdzał, analizował, co ma poprawić. Jak coś mu nie wychodziło, to ćwiczył do nocy.
Kiedyś ćwiczył rzuty karne z Kokusią, naszym psem, bokserką. Wyznaczał słupki, a jej kazał łapać piłkę, byleby jej nie gryzła. Miała chwytać pyskiem i łapami. Robert robił różne zwody, ona za każdym razem te strzały broniła. Po kontuzji biegał z nią do lasu. Kokusia wracała pierwsza, a Robert zziajany za nią. Następnego dnia to samo. Ale zawziął się. I za trzecim razem patrzę, a Robert biegnie pierwszy. Pies za nim ledwo dyszał. Zobaczyłam ręce w górze i usłyszała okrzyk: " Jestem gotowy!". Dlatego często mówimy, że Kokusia wyleczyła Roberta po kontuzji.
[...]
Śmierć taty bardzo przeżył. Wiedziałam, że tak będzie, i nie powiedziałam mu od razu. Dopiero po dniu,kiedy wrócił z treningu. Miał jeszcze tego dnia klasówkę w szkole. Postanowiłam, że musi to wszystko na spokojnie zaliczyć wieczorem czekałam na niego z Mileną. Robert wszedł do pokoju i od razu wiedział. " Tata? Wiedziałem".
Krzysztof poddał się, miał depresję z powodu choroby. Poza chorobą wieńcową i nadciśnieniem zaatakował go rak. Bał się operacji, choć długo na nią czekał. Jak tylko operacja się zbliżała i były badania, to jemu od razu podskakiwało ciśnienie. Poddał się, nie chciał już walczyć, nawet zamknął się w sobie. W końcu do operacji doszło, ale zmarł dwa dni po niej, we śnie, dostał wylewu.
Robert miał wtedy 16 lat. Przeżywał to w środku, jak introwertyk. Tylko, że on na szczęście nie miał czasu myśleć. Szkoła, trening. Ciągle wykończony. Dawał znać, że zaraz będzie w domu, więc przygotowywałam mu jedzenie. Wchodził, ja szybko do kuchni, wchodzę do pokoju, a on już śpi. Takie miał wtedy życie. Ciągle biegu, ciągle zmęczony.
Zazwyczaj nie sprawiał kłopotów. Większych nie. Choć zdarzało mu się na przykład "pożyczyć" nasz samochód. Poduszki pod pupę sobie położył, żeby siedzieć wyżej. Przyznał się dopiero po jakimś czasie.
Lubił samochody i motocykle. Krzysiek miał motor i jeździł, więc Robert też złapał smykałkę. Nawet naprawiał, jak trzeba było.
Robert przez większość czasu był samotny. I jemu to nie przeszkadzało. Nigdy nie szukał dziewczyny. Nie miał czasu na imprezy i dziewczyny, bo wolał w pełni poświęcić się treningom. Teraz, gdy poznał Julkę jest w końcu spełniony i szczęśliwy i widzę jak promienieje z dnia na dzień. Cieszę się, że w końcu poznał tą właściwą i mam nadzieję, że okaże się również tą jedyną.
Na początku od razu mówię, że większość jest przepisana z biografii Roberta. A niektóre rzeczy zmienione na potrzeby mojego opowiadania :)
Nie miałam w ogóle weny na jakikolwiek rozdział, a koleżanka podrzuciła mi pomysł, żeby napisać oczami mamy Roberta. I spodobało mi się to, bo nie widziałam tego na żadnym innym blogu :) Mam nadzieję, że Wam też się spodoba i nie będziecie mieć mi za złe, hejtować mnie za to, że przepisałam słowo słowo z biografii.
I jest ważna informacja! Jutro rano wyjeżdżam nad morze. Jadę do Gośki do Rewala :) Wracamy w środę. Czyli rozdział powinien pojawić się w czwartek/piątek, jeśli pod tym postem będzie co najmniej 5 komentarzy :D I zdecydowałam, że napiszę jeszcze 1-2 rozdziały i epilog na tego bloga. Po kilku dniach usunę wszystkie rozdziały i zacznę na tym blogu nową historię :)
Także proszę o komentarze i mam nadzieję, że przyjmiecie ten rozdział pozytywnie i się Wam spodoba. Udanych wakacji, buziaki, Julka ;*
Wolałabym,abyś kontynuuowała losy Julki i Robera... :c
OdpowiedzUsuńAle to był tylko jeden taki rozdział :) W następnym będą już normalne dalsze losy :)
UsuńJa czytam Twój blog i mam nadzieję, że będziesz dalej pisać czy to dalej te opowiadanie czy jakieś nowe opowiadanie :) / Szysza^^
OdpowiedzUsuńZajebisty <3
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na rozdział oczami mamy Roberta :)
OdpowiedzUsuńJulka,wiem,że ten o mamie to jest taki z perspektywy Iwony.Ale pisałaś,że kasujesz te posty wszystkie i zaczynasz nową historię z Julką i Robertem.A ja po prostu nie chcę,chcę dalej ten :/
OdpowiedzUsuńJednak założyłam nowego bloga (najnowszy post) i tu nie będę NIC usuwać :) Postanowiłam, że będę dalej tu pisać, ale raz w tygodniu. Na drugim blogu tak samo :) Cieszę się, że komuś się to podoba <3
UsuńZapraszam na mój i jakbyś mogła to skomentuj :
OdpowiedzUsuńhttp://zakochana-w-lewym.blogspot.com/