sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 35

Julka
Obudziłam się zalana potem.  Zaczęłam głęboko oddychać.  Śniło mi się coś okropnego.  W moim śnie dookoła była pustka i ciemność. I między tym wszystkim ja-zagubiona i załamana. Nie wiedziałam, co mam robić, kogo wołać.  Byłam sparaliżowana. Nagle w oddali dostrzegłam znajome mi rysy twarzy. Postać zbliżała się do mnie. Teraz wyraźnie widziałam, że to był Robert. Odetchnęłam z ulgą. Chciałam pobiec do niego i się przytulić. Ku mojemu zdziwieniu nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie mogłam wykonać choćby najmniejszego kroku.  Zaczęłam wołać Roberta, by ten przyszedł do mnie. Z moich ust nie wydobył się jednak żaden dźwięk.  Po chwili zobaczyłam, że sylwetka piłkarza oddala się ode mnie. Znów spróbowałam go do siebie przywołać. Niestety na próżno. Chłopak był coraz dalej. Nie mogłam nic zrobić. I to było najgorsze. Nie mogłam wstać, pobiec bliżej, krzyknąć do niego. Czułam się jak kaleka. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam głośno szlochać. Byłam samotna jak palec.  Wokół mnie żadnej żywej duszy. Tak bardzo chciałam uciec z tego okropnego miejsca. I teraz zdarzyła się najdziwniejsza rzecz. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłam głowę i poczułam jak ktoś wbija mi nóż w szyję.
Nadal nie mogłam dojść do siebie. Po policzkach spłynęły mi łzy.  Czułam się okropnie.  Głowa wprost mi pękała. Akurat teraz, gdy Robert był mi tak bardzo potrzebny, jego nie było. Cóż, wiem, że on też ma swoje życie i nie będzie cały czas ślęczał nad moim łóżkiem. Dlaczego ja zawsze muszę mieć takiego pecha? Dlaczego ja i moi najbliżsi w końcu nie możemy spokojnie żyć? W głowie pojawiały mi się miliony myśli. A może Robert przestał mnie kochać? Po co mu taka dziewczyna.  On potrzebuje dynamicznej, dzielnej, walecznej kobiety, a nie takiej ofiary losu, jak ja. Zacisnęłam ręce w pięści i wydałam z siebie agresywny okrzyk. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Miałam straszne wahania nastroju. A co, jeśli ja jestem w ciąży?! Nie, to nie może być to. Przecież za każdym razem zabezpieczaliśmy się.  Julka, myśl racjonalnie-powiedziałam szeptem.  Nagle usłyszałam odgłos otwierających się drzwi. Podniosłam głowę i w progu zobaczyłam znajomą mi dobrze postać. Na mojej twarzy od razu zagościł ogromny uśmiech. To był nikt inny, jak Robert.
-Hej Skarbie-rzekł chłopak z uśmiechem
-Cześć-odpowiedziałam ciepło
-Muszę Ci kogoś przedstawić-powiedział Robert i zniknął za drzwiami
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, bo ku moim oczom ukazała się kobieta w kwiecie wieku. Była dość wysoką brunetką, która ciepło uśmiechała się w moją stronę. Skądś kojarzyłam ten uśmiech.  Nie trudno było się domyślić, że Robert przyprowadził swoją mamę-Iwonę Lewandowską. Tak bardzo bałam się tego spotkania. Mama była dla Roberta najważniejszą kobietą na świecie. Bardzo liczył się z jej zdaniem. Mimo to, że na co dzień dzieliły ich setki kilometrów, dzwonili do siebie niemal każdego dnia. Może ich relacja jest tak dobra, ponieważ Robert stracił tatę i mama wychowała go sama? To głównie dzięki niej jest w tym miejscu, gdzie jest. To ona, gdy wyrzucili go z Legii, skierowała go do Pruszkowa. Następnie pomagała podjąć mu decyzję, do jakiego klubu przejdzie. Wspólnie wybrali Lecha. To, że Robert trafił do Borussii, też można po części zawdzięczać właśnie jej.
-Mamo, poznaj moją dziewczynę-Julię-powiedział Robert i uśmiechnął się zachęcająco do swojej rodzicielki
Kobieta podeszła do mnie i podała mi rękę w geście przywitania. Z uśmiechem uścisnęłam jej dłoń.
-Bardzo miło mi Panią poznać-rzekłam
-Również bardzo się cieszę, że w końcu Cię poznałam. Robert wiele mi o Tobie opowiadał-powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do Roberta
-Mam nadzieję, że nie przesadzał-odpowiedziałam i znacząco spojrzałam na bruneta
Siedział nieco skrępowany i uśmiechał się do nas obu.
-Jak się czujesz?-spytała z troską kobieta patrząc na mnie
-Dziękuję, jest coraz lepiej-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie
-Biedactwo-rzekła czule i uścisnęła moją dłoń
-Jak się poznaliście z Bobkiem?-spytała kobieta i uśmiechnęła się do Roberta
Ten skierował na nią surowe spojrzenie. Widząc to, nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się.
-Hmmm.. przechodziłam z przyjaciółką obok stadionu Borussii, gdzie Robert z resztą drużyny mieli spotkanie z fanami. Niosłam wiele dokumentów, bo roznosiłyśmy podania na studia. Nagle zerwał się potężny wiatr i wytrącił mi kartki z rąk. Oczywiście dokumenty zawędrowały wprost pod nogi Roberta. Chłopak podał mi je. Po chwili rozmowy umówiliśmy się na wieczór. No i tak to się zaczęło-powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko w stronę chłopaka
-Ach, to takie romantyczne!-krzyknęła przejęta mama Roberta
-Mamoo.. daj spokój-powiedział skrępowany Robert
-No już dobrze. Zostawię Was samych. Przejdę się do bufetu i kupię kawę. Chcesz też?-rzekła
-Nie, dzięki-odpowiedział Robert i zamknął drzwi za wychodzącą kobietą
Zbliżył się do mnie i usiadł na brzegu łóżka. 
-Przepraszam za mamę-powiedział i zaśmiał się
-Nie żartuj. Jest bardzo sympatyczna. Wydaje mi się, że mnie polubiła-odpowiedziałam z dumą
-Spróbowałaby tylko zrobić inaczej-odpowiedział żartem Robert i zaśmiał się
-Robert, przestań. Przecież na pewno nie będziemy ze sobą całe życie-powiedziałam speszona
-Czyli mnie nie kochasz?-oburzył się chłopak
-Jasne, że kocham Głupku. Chodzi mi o to, że tak będzie lepiej dla Ciebie. Po co Ci taka ofiara losu, jak ja?-spytałam i spojrzałam na niego
-Ile razy mam Ci powtarzać, że nie chcę innej! Chcę Ciebie. Nie jesteś żadną ofiarą losu. Jesteś moją dziewczyną. I to właśnie ją kocham najbardziej na świecie-to mówiąc Robert zbliżył się do mnie i oddał na moich ustach subtelny pocałunek
Odwzajemniłam go. Usłyszeliśmy, że mama Roberta otwiera drzwi. Odskoczyliśmy od siebie niczym para gówniarzy, którzy chowają się przed rodzicami. Sama nie wiem, czemu tak zareagowaliśmy. Przyzwyczajenie.
-Upss.. przepraszam-wydukała znacznie zmieszana i zawstydzona Iwona Lewandowska
-Nic nie szkodzi-odrzekł Robert i spuścił wzrok
-Kupiłam przy okazji dla Ciebie kilka witamin-powiedziała do mnie kobieta i wyjęła z torebki siatkę pomarańczy, kilka jabłek i banany
-Dziękuję, naprawdę nie trzeba było-odpowiedziałam z wdzięcznością
-Musisz jeść, żeby szybciej wrócić do zdrowia-odpowiedziała
-Racja. Dziękuję jeszcze raz-powiedziałam i uśmiechnęłam się
Robert
Bardzo cieszyłem się, że mama polubiła Julkę. I z resztą z wzajemnością. W końcu były to dwie najważniejsze kobiety w moim życiu. Wpadłem nagle na świetny pomysł. Musiałem opuścić salę, żeby móc go zrealizować. Wiedziałem, że to najważniejsza decyzja w moim życiu, ale ja byłem stuprocentowo pewien tego, co czuję i jak chcę wiązać przyszłość. Musiałem coś wymyślić, żeby wyjść nie wywołując podejrzeń. Już wiem!
-Mamo.. Mam prośbę. Czy mogłabyś jeszcze trochę posiedzieć z Julką? Ja muszę już się zbierać, bo prawdę mówiąc, to już jestem spóźniony. Wczoraj w ostatniej chwili zorganizowali dodatkowy trening, bo w sobotę gramy derby z Schalke. To bardzo ważny mecz i musimy go wygrać, a ja chciałabym to przypieczętować golem-powiedziałem
-Ależ naturalnie, że posiedzę z Julią. Będziemy mogły sobie porozmawiać, poznać się-odpowiedziała mama i uśmiechnęła się ciepło do Julki
-To super-odpowiedziałem z ulgą
-Nie gniewasz się?-rzekłem do dziewczyny
-Jasne, że nie. Leć, bo się spóźnisz-odpowiedziała z uśmiechem
Podszedłem do niej, pocałowałem ją czule w czoło i wyszedłem. Miałem mało czasu, a musiałem zorganizować kilka rzeczy. Najważniejszą było chyba załatwienie przepustki Julce. Poszedłem do gabinetu jej lekarza. Po chwili namysłu doktor zgodził się na mój pomysł. Połowa sukcesu już jest-powiedziałem do siebie. O pomoc przy reszcie postanowiłem poprosić Marco. Wyjąłem telefon i wybrałem numer przyjaciela.
-Stary, mam sprawę. Mogę liczyć na Twoją pomoc?-spytałem błagalnie
-Jasna sprawa!-odrzekł Reus- o co chodzi?-dokończył
-Spotkajmy się za 20 minut w naszej ulubionej restauracji, wszystkiego się dowiesz-odpowiedziałem tajemniczo
-Spoko. Na razie-odpowiedział Marco i rozłączył się
Wyszedłem ze szpitala i wsiadłem do nowego, białego Porsche. Odpaliłem samochód i pojechałem pod wyznaczone miejsce na spotkanie z przyjacielem.
Julka
Mama Roberta posiedziała u mnie jakieś dwie godziny. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. Polubiłyśmy się. Kobieta opowiadała mi historie z dzieciństwa Roberta. Miałyśmy niezły ubaw. Nie mogłam uwierzyć, że z mojego opanowanego, stonowanego i poukładanego Roberta był taki łobuz. Niech mu to tylko przypomnę. Wyobrażając to sobie, zaśmiałam się. Nagle rozległo się puknie do drzwi. W progu stał mój lekarz.
-Idziemy się przewietrzyć-powiedział tajemniczo i uśmiechnął się
Po chwili do sali weszła pielęgniarka, która odłączyła mnie od aparatury i zdjęła mi bandaże. Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Dziewczyna podała mi ładnie zapakowane pudełko. Otworzyłam je i ku moim oczom ukazała się śliczna, czerwona sukienka. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, na dnie zobaczyłam jeszcze czarne szpilki. Musiałam przyznać, że strój bardzo mi się podobał. Ubrałam sukienkę, na nogi włożyłam szpilki. Poszłam jeszcze do łazienki i rozpuściłam włosy. Przejechałam po nich kilka razy szczotką i zebrałam wszystkie na prawą stronę. Na koniec zrobiłam jeszcze subtelny makijaż. Gdy byłam gotowa, wyszłam z łazienki.
-Proszę za mną-powiedział doktor
Posłusznie poszłam za starszym człowiekiem. Wyszliśmy już ze szpitala. Na dworze zapadał zmrok. Doktor prowadził mnie w stronę altanki, gdzie odbywają się spacery. Gdy ku naszym oczom ukazało się tamto miejsce, aż mnie zamurowało. Altanka była cała oświetlona. Ścieżka, która do niej prowadziła, również była bardzo jasna, a po bokach stały piękne, czerwone róże. Gdy zbliżyłam się do pomieszczenia, aż zakryłam usta z zachwytu. Na środku stał pięknie zastawiony stół. Wszędzie pełno było kwiatów, a mianowicie czerwonych róż. Robert wiedział, że je uwielbiam. Dookoła porozsypywane płatki, tu stały w wazonie, tam wisiały. Również bardzo dużo było porozstawianych świeczek. Ale najlepsze na koniec. Ku moim oczom w końcu ukazał się Robert. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego eleganckiego. Miał na sobie dopasowany czarny garnitur, który idealnie na nim leżał.  Na jego szyi pięknie zawiązany był krawat pod kolor mojej sukienki. W rękach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Zbliżył się do mnie, wręczył mi kwiaty i musnął mój policzek. Podeszliśmy do stołu. Wpierw Robert odsunął moje krzesło, potem sam zajął miejsce. Otworzył butelkę czerwonego wina i nalał nam po lampce.
-Za nas!-powiedział i uniósł w górę lapkę
-Za nas-odpowiedziałam cicho i stuknęliśmy się lampkami wina
Wzięłam nieduży łyk i odstawiłam lapkę. Wino było wyborne. Na wielkiej srebrnej tacy leżały owoce morza. Oboje je uwielbialiśmy. Zaczęliśmy konsumować. Po chwili napiłam się wina zerkając kusząco na Roberta.  Chłopak wstał od stołu i podszedł do mnie. Gdy zobaczyłam, jak klęka przede mną na jedno kolano, wszystko było jasne. Wyjął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i ku moim oczom ukazał się idealny pierścionek z diamentem.
-Julio. Nie jesteśmy ze sobą wieki, ale przez ten niedługi okres czasu, cały czas poznawaliśmy się nawzajem. Ja wiem, że chcę spędzić z Tobą resztę mojego życia. Teraz decyzja należy do Ciebie. Czy wyjdziesz za mnie? –spytał Robert i wyjął pierścionek z pudełeczka
Z oczu popłynęły mi łzy. Zakryłam twarz dłońmi. W końcu wydobyłam z siebie to słowo, na które czekał Robert.
-„TAK” – rzekłam wzruszona
Robert chwycił moją dłoń i na serdeczny palec prawej ręki włożył mi pierścionek zaręczynowy.  Pocałował moją dłoń i wstał. Przyciągnął mnie w talii i mocno objął. Pocałowaliśmy się namiętnie.

-Teraz nie jesteś tylko moją dziewczyną. Jesteś moją narzeczoną-rzekł Robert i zaczął muskać wargami moją szyję 
                       
No więc wróciłam! Bardzo przepraszam, że przez ten czas nie było rozdziałów, ale po prostu nie zdążyłam nic napisać. Było fajnie :) Next jutro! 

1 komentarz:

  1. awwww ;*** jakie sweetaśne ;*** romatyczne, cuudowne ;D jak się cieszę, że się zaręczyli :**** ;** czekam na nn ;* ;P

    OdpowiedzUsuń